niedziela, 21 kwietnia 2013

26.

Jechaliśmy ciemnymi ulicami. Zjechaliśmy z głównej trasy. Obawiałam się trochę. Nie wiedziałam co mam zrobić. Zdenerwowana na Jusa, postanowiłam się w ogóle nie odzywać.
- Zuz? Jesteś zła? - zapytał po chwili. Ja jednakże nic nie odpowiedziałam. Siedziałam zapatrzona w mijany krajobraz. - Zuz. Proszę. Powiedz chociaż słowo. - powiedział a w jego głosie wyczułam smutek.
Nagle poczułam szarpnięcie. Zorientowałam się, że chłopak ostro zahamował.
- Co Ty wyprawiasz?! Chcesz mnie zabić? - krzyknęłam w kierunku chłopaka. Jego widok mnie zaskoczył. Głowę miał opartą o kierownicę.
- Zuz. Ja... Przepraszam. Chciałem tylko spędzić z Tobą trochę czasu. - powiedział nieco zachrypniętym głosem.
- Zabierając mnie bez uprzedzenia na jakieś lody?! O godzinie 23?! - znów krzyknęłam. - Co Ty sobie myślisz? Jak moi rodzice zareagują, gdy nie będzie mnie w pokoju? A Nicola? Pomyślałeś o tym?
- Specjalnie tyle czekałem, żeby być pewnym, że oni mogą już spać. To było silniejsze. Musiałem Cię zobaczyć. Chciałem zabrać Cię na te lody, żebyś zobaczyła kim naprawdę jestem. W trasie nie będzie okazji na pokazanie tego. Nie wiesz wszystkiego. Ja.. Ja po prostu chciałem dobrze. - powiedział i głos mu się zawiesił. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. To było takie słodkie. Głupio mi się zrobiło, że tak na Niego nakrzyczałam.
- Justin. To ja przepraszam. Ty chciałeś dobrze. A ja wszystko zepsułam.- powiedziałam przepraszająco. - Lody jeszcze aktualne? - zapytałam, spoglądając w Jego kierunku.
- Jasne. - uśmiechnął się i odpalił samochód. Ruszyliśmy w dalszą drogę. - Obiecuję, że zanim Twoi rodzice się obudzą, Ty będziesz już w domu.
- Wierzę. - uśmiechnęłam się i patrzyłam przed siebie.
Po kilku minutach byliśmy całkowicie poza zasięgiem domów i miejskim gwarem. Jechaliśmy w milczeniu. Czasami czułam wzrok Justina na sobie. W końcu chłopak się zatrzymał. Nie wiedziałam gdzie jesteśmy. Po chwili Justin wysiadł z samochodu i podszedł drzwi z mojej strony, otwierając je i podał mi rękę. Uśmiechnęłam się na to i podając mu dłoń, wysiadłam z samochodu. Lekki wiaterek smagał moje nogi, które chronione były tylko przez cienką tkaninę piżamy.  W tej chwili czułam się bardzo skrępowana. Justin w skórzanej kurtce i jeansach. A ja w rozciągniętej bluzie i spodniach w krowy. Po chwili bardzo mnie to rozśmieszyło. Justin popatrzył na mnie i również się uśmiechnął. Wtedy właśnie zorientowałam się gdzie jesteśmy. Blask księżyca doskonale oświetlał ogromne jezioro. Patrzyłam z zapartym tchem na ten widok. Nawet się nie zorientowałam kiedy Justin wszystko rozpakował. Spojrzałam na koc i średniej wielkości pojemnik. Justin podszedł do mnie i zaprowadził na koc. Usiadłam i spoglądałam na jezioro.
- Pięknie tu. - powiedziałam przerywając ciszę.
- To moje drugie ulubione miejsce. Jak byłem mały przyjeżdżałem tu z dziadkami. Uwielbiam to miejsce. Tu można w spokoju pomyśleć. Odpocząć. - popatrzył na mnie. - Tu mogę być sobą.
- Przecież jesteś sobą. - powiedziałam.
- Niestety nie zawsze. - powiedział i odwrócił twarz.
- Rozumiem. A czy teraz jesteś prawdziwy? - zapytałam.
- Tak. Przy Tobie potrafię być sobą. - powiedział i się trochę przysunął.
- A gdzie nasze lody? - zapytałam lekko speszona jego bliskością.
Odsunął się nieznacznie i wskazał na ten pojemniczek, który okazał się przenośną lodówką. Otworzył go i wyjął z niego lody. Uśmiechnęłam się. Wyjął również małe łopatki do lodów. Zaśmiałam się na ich widok.
- Co Cię tak bawi? - zapytał otwierając i podając mi moją porcję.
- Jak byłam mała i chodziłam z rodzicami na lody, to zawsze chciałam taką łopatkę. Tata zawsze mnie uspokajał, gdy ich nie było. - powiedziałam po czym nabrałam niewielką ilość na łopatkę.
- Tą sobie zatrzymaj, żebyś już się więcej nie awanturowała jeśli Ci takich nie dadzą. - zaśmiał się i włożył łopatkę do ust.
Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy, zajadając się lodami. Około 1, zaczęło być chłodno. Justin, zauważył to i podał mi swoją kurtkę. Założyłam ją i owionął mnie zapach Jego perfum. Zaciągnęłam się ich zapachem, na co Justin się zaśmiał. Odwróciłam głowę speszona.
- Chodźmy się przejść wzdłuż brzegu jeziora, hmm? - zagadnęłam. - Może będzie trochę cieplej, gdy będziemy w ruchu. - powiedziałam wstając.
Justin wstał za mną i podążyliśmy w stronę piaszczystej plaży. Szliśmy tak, gdy nagle poczułam jak palce chłopaka splatają się z moimi. Przeszył mnie przyjemny dreszcz a w brzuchu poczułam motylki. Popatrzyłam niepewnie na chłopaka, który był wpatrzony w dal. Chodziliśmy tak jeszcze chwilę po czym Justin zrobił nieoczekiwaną rzecz. Szybko złapał mnie w pasie i uniósł do góry.
- Jus! Co Ty wyprawiasz? - zaśmiałam się.
- Idziemy popływać. - zachichotał i ruszył szybko w wodę. Zdziwiło mnie, że woda, pomimo, że było chłodno była ciepła. Justin kręcił się w kółko trzymając mnie nadal przerzuconą przez ramię. Śmiałam się jak opętana. Gdy poczuł, że chce zeskoczyć z Niego, delikatnie postawił mnie w wodzie. W blasku księżyca wyglądał idealnie. Po chwili przybliżył swoją twarz do mojej i delikatnie pocałował w usta. Motyle w brzuchu zaczęły jeszcze szybciej wirować. Odwzajemniłam pocałunek, zakładając mu ręce na szyję. Jego usta delikatnie błądziły po moich, idealnie współgrając. Nie wiem ile czasu minęło. W tym momencie świat dla mnie nie istniał. Liczył się tylko Justin. Gdy nasze usta się oddzieliły, spojrzałam w jego piękne oczy, które patrzyły na mnie z uczuciem.
- Zimno Ci. - powiedział szeptem i wtedy zauważyłam, że cała się trzęsę. Zęby delikatnie zgrzytały o siebie. Chłopak wziął mnie znów na ręce i wyniósł z wody. Doszliśmy do samochodu, gdzie Justin posadził mnie na kocu, a sam wziął jakieś inne koce z pojazdu. Przyniósł je i mocno mnie nimi otulił. Zrobiło się znacznie cieplej.
- Lepiej? - zapytał patrząc zmartwiony. Ja kiwnęłam mu tylko głową na znak, że jest dobrze. Chłopak natomiast, usiadł obok mnie i dodatkowo mnie przytulił. Wtuliłam się w Niego, czując pod rękami Jego idealne ciało. Czułam bicie jego serca oraz usta, które złożyły pocałunek na mojej głowie. Siedzieliśmy wtuleni tak w siebie. Nie pamiętam nawet kiedy zasnęłam. Obudziłam się nadal wtulona w Jusa. Widok bardzo mnie zafascynował. Na horyzoncie zaczęło wschodzić słońce. Przekręciłam głowę w stronę twarzy chłopaka.
- Justin. - szepnęłam na co chłopak otworzył zaspane oczy. - Dzień dobry. - powiedziałam pokazując mu wschód słońca.
- Dzień dobry Skarbie. - powiedział po czym jeszcze bardziej mnie do siebie przytulił. Ten moment był najpiękniejszy w moim życiu. Niestety, zorientowałam się, że musimy już wracać. Niedługo wstaną rodzice.
- Jus. Niestety musimy wracać. - powiedziałam spoglądając na chłopaka, który kiwnął tylko głową i znów złączył nasze usta w pocałunku.

2 komentarze: