wtorek, 16 kwietnia 2013

20.

- Co to ma znaczyć? - prawie krzyknęłam, gdy szybko ruszyliśmy.
- Ludzie mnie znają i po prostu szukają newsów. - powiedział zerkając ciągle w lusterko.
Podążyłam wzrokiem do lusterka. Zauważyłam duży czarny bus, który za nami jechał. Przypomniała mi się sytuacja z wczorajszego wieczora.
- Czy to paparazzi? - zapytałam, spoglądając tym razem na Justina.
- Można to tak nazwać. Przyzwyczaisz się. - powiedział.
- Jak przyzwyczaić? Przez to,że jestem u Was w grupie będą mi robić zdjęcia? - zapytałam oburzona.
- Tak. Na tym to polega. Zuz. To show biznes. Robią Ci zdjęcie, sprzedają jakimś brukowcom, dostają kasę. Z tego żyją.
- Wiem na czym polega ta praca. Ale, żeby i tancerzy śledzić? Pff.
- Takie życie.
Jechał dość szybko. Nie wiedziałam gdzie jedziemy. Nie znałam jeszcze dokładnie okolic. Ciągle patrzyłam w lusterko czy aby czarny bus nas przestał śledzić. W pewnym momencie Justin szybko skręcił w jakąś uliczkę i wjechał  na czyjąś posesję. Zauważyłam, że po chwili czarny bus przejechał dalej więc Justin wycofał. Upewnił się jeszcze czy bus nie wraca i ruszył. Jechaliśmy kilka minut, gdy dojechaliśmy na jakieś obrzeża. Zastanawiałam się gdzie możemy być. Zatrzymaliśmy się przed małym domkiem.
- Tu mieszkasz? - zapytałam rozglądając się po okolicy.
- Nie całkowicie. - powiedział,, po czym wysiadł i otworzył mi drzwi. Patrzyłam nadal na domek.
- Więc co tu robimy? Nie możemy wrócić do parku? - zapytałam zdezorientowana.
- Przez jakiś czas te hieny będą krążyć tam. Bezpieczniej będzie tu. - powiedział.
- Ale ja muszę wracać do domu. Mieliśmy tylko chwilę porozmawiać. Rodzice będą się martwić. Poza tym przyjaciółka z Polski u mnie jest. Ma tak siedzieć beze mnie?
- To zadzwoń do niech i powiedz, żeby się nie martwili. Odrzucę Cię później do domu. A przyjaciółka niech pośpi. - zaśmiał się.
- Bardzo śmieszne. - powiedziałam i sięgnęłam do kieszeni po telefon, którego jak się okazało nie było. No tak. Został na łóżku.
Nim się zorientowałam Justin otwierał już  drzwi domku. Dziwne, że nie bałam się wejść z Nim do środka. Raczej nic mi nie zrobi. A z chęcią dowiem się o co chodziło mu w SMS-ie.
Weszłam do środka. Uderzył mnie piękny zapach. Domek i w środku był niewielki. Mały pokoik, w którym również znajdowała się kuchnia. Małe ale gustownie umeblowane pomieszczenie od razu przypadło mi do gustu.
- Chcesz coś do picia? - zapytał podchodząc do kuchenki.
- Herbatę możesz zrobić. - mówiąc to zaczęło mi burczeć w brzuchu.
- I coś do jedzenia, słyszę. - zaśmiał się. Na co pokazałam mu język. - Rozgość się. - powiedział po czym zabrał się za przyrządzanie posiłku.
Ja natomiast zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Na komodzie stało dużo fotografii. Oglądałam je z zaciekawieniem. Mały chłopczyk grający na perkusji. Mały chłopczyk słodko uśmiechający się do obiektywu. Starsi państwo z chłopczykiem na rękach. Widocznie dziadkowie. Najbardziej zaciekawiło mnie zdjęcie pewnej kobiety. Trzymała chłopca na rękach. Ale wyglądała bardzo młodo.
- To Twoja mama? - zapytałam.
- Tak. Ma na imię Pattie. - odpowiedział. - Wygląda młodo, bo młodo mnie urodziła.
- A tata? - zapytałam, nie wiedząc jaka odpowiedź mnie czeka.
- Tata zostawił mamę. Wiadomo. Byli młodzi. - odpowiedział.
- Przepraszam za te pytania.
- Nie szkodzi. Mam z Nim teraz dobry kontakt. Wspiera mnie. - powiedział podchodząc. - A to Diane i Bruce. Moi dziadkowie. To oni tak naprawdę mnie wychowali. - poczułam blisko oddech Justina. Odwróciłam głowę i spojrzałam w Jego czekoladowe oczy.

5 komentarzy: