niedziela, 7 kwietnia 2013

14.

Na stołówce było ok. 20 osób. Prócz tancerzy kręcili się jacyś ludzie w garniturach. Jednak nie sprawiali wrażenia sztywniaków. Nagle podszedł do nas dość potężny, czarny mężczyzna i podał Justinowi dwa pudełka od jedzenia na wynos. Justin jedno, postawił przede mną. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Otworzyłam pudełko w którym była sałatka Cezar.
- O, dziękuję. Kasę oddam Ci później. - uśmiechnęłam się.
- Nie musisz za to płacić. To już jest opłacone. - zaśmiał się uroczo. - Smacznego.
- Dziękuję i wzajemnie. - odpowiedziałam i zaczęłam jeść.
Wszyscy jedli, spoglądali w telefony, rozmawiali, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Wstałam od stolika, przepraszając ich na moment.
- Tak? - zapytałam odbierając połączenie od mamy.
- Kochanie, mam przyjechać po Ciebie, bo tata już jest w domu więc mogłabym przyjechać z nim po Ciebie. - zapytała.
- Nie, nie. Znajomy z grupy zaoferował się mnie podrzucić, więc nie musisz mamo. - odpowiedziałam.
- No dobrze Skarbie. To udanej próby. - odpowiedziała i się rozłączyła.
Odwracając się do grupy widziałam ich zaciekawione spojrzenia.
- Co to było? - zapytał zszokowany Justin.
- Rozmowa? - odpowiedziałam.
- Nie, nie. Ten język. - odparł natomiast Luke.
- Aaa, to był polski. Pochodzę z Polski, więc z rodziną rozmawiam w moim ojczystym języku.
- A gdzie leży Polska? - zapytał Justin.
- W Europie. Jesteśmy sąsiadami Niemiec. - odparłam siadając na swoim miejscu.
- Niemiec powiadasz... - odpowiedział Justin i więcej się nie odezwał. Wyjął tylko swojego iPhona i zaczął coś na nim pisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz